Nie wiem. Nic nie wiem. Na razie. I na tym powinnam skończyć ten wpis.
Wszystko
zwala mi się ostatnio na głowę, ale wiem, że wynika to tylko i
wyłącznie z mojego nastawienia. Te pojawiające się systematycznie okresy
zwątpienia i introwersji zawsze owocują godzinami siedzenia nad
szkicownikiem, gdy czas się zatrzymuje, a ja sama gdzieś znikam, jest
tylko kartka i ołówek. Nie liczy się nic poza tym. Każdy kreska wtedy
postawiona jest we właściwym miejscu, jej kształt jest taki jak go
zaprojektowałam w głowie, ślady po gumce są znikome.Galeria obrazów w
mojej wyobraźni, które napływają jakby od niechecnia, jest wyraźna, bez
zbędnych bazgrołów w okół. Mogę z niej czerpać garściami.
Świat
zewnętrzny staje się wrogi. Ludzie naciskają i wypytują co się stało. Obrażają się gdy nie odpowiadam. Nie potrafią zrozumieć, że
oszczędzam im przebywania z fantomem. Moje ciało, gdy jednak zignoruję
awersję i wyjdę nim do ludzi, jest tam gdzie inni chcą by było, ale Ja
zostaję w domu. Ciało siedzi skurczone, porusza się niepewnie sterowane
za pomocą minimalnego udziału mojej woli. Czuję się źle, ludzie
próbujący nawiązać ze mną kontakt również. Najpierw słychać irytację w
ich głosie co jeszcze bardziej mnie płoszy, ale dość szybko znika tak
jak znika monolog, który był do mnie kierowany. Czuć już tylko napiętą
atmosferę, wiem, że zaraz spadnie lawina pretensji, na które nie
odpowiem bo woli nie wystarcza nawet na otworzenie ust. Staje się
niemową w dosłownym tego słowa znaczeniu. Tymczasową, ale jednak.
Potrafię tylko machać rękami, z zamkniętymi oczami opędzając się od słów
lecących w moim kierunku. W ostateczności odchodzę lub dramatycznie
wybiegam poszukując miejsca gdzie jedynymi dźwiękami są te wydawane
przez naturę.
Próbując uchronić siebie i bliskie mi osoby
uprzedzam wcześniej, że nadchodzi "ten czas" i nie mogę zagwarantować,
że plany, które wcześniej zostały poczynione wypalą. Ostatkami sił
wykazuję dobrą wolę by nie zostawić ich kompletnie na lodzie bez słowa
wyjaśnień, którego mogą spodziewać się dopiero po tym jak wyswobodzę się
z kokonu, w którym się regeneruję. Zawsze kończy się tak samo np. obwinieniem o zmarnowanie
wolnego od pracy dnia przez to, że jestem zbyt zajęta analizowaniem swoich stanów emocjonalnych.
Choć w taki konkretny letarg wpadam zdaje się raz na rok czasu i wiedzą
o tym ludzie, którzy znają mnie dłużej, za każdym razem kończy się tak
samo. Spada na mnie ciężar poczucia winy, który został mi zrzucony na
barki z powodu czegoś nad czym nie mam kontroli, bo jest w moim przypadku
naturalnym procesem regeneracyjnym, nie mojego ciała, ale psychiki.
Procesem, który trwa przez to dłużej bo choć obecnie wszystko i
wszystkich mam w dupie to stoi przede mną perspektywa naprawienia
wszystkich relacji, które się popsuły. Czasami jednak brakuje mi obok
drugiego ciepłego ciała, dlatego jeśli już mam ochotę na interakcje, to
męskie towarzystwo, które ogólnie preferuję, jest wtedy jedyną opcją.
Faceci nie mają tendencji do obrażania się, brania wszystkiego do
siebie. Nie naciskają, nie drążą tematu jeśli się poprosi. Mogę milczeć
przez godzinę nasłuchując gdzieś z kąta łatwych rozmów i nie usłyszę dlaczego się nie odzywasz? Ogólnie mają raczej wyjebane.
I
tak patrząc na mnie teraz z boku można sądzić, że próżnuję. Gram na
konsoli, rysuję, nadmiernie oglądam seriale... Nic nie robię, ale proces
regeneracji pracuje gdzieś w tle. Zajmuję się wszystkim co odciąga mnie
od myślenia by nie zaburzać procesu, który ma uporządkować wszystko co
się tam kotłuje.
Hmmm... Jak widać to działa bo napisałam ten tekst rozwiązując tym samym pewną kolejną zagadkę na swój temat. Ha!
Szkoda
tylko, że ma to tak niekorzystny wpływ na proces powstawania mgr. Temat zdjęć wymaga ode mnie sporej interakcji z
człowiekiem. Ale cóż.... najwyżej zmienię koncepcję i skupię się na
jednej osobie, mianowicie "Pani od cycków" gdyż choć to ja swego czasu
miałam przeprowadzić się do Łodzi, tak niespodziewanie Łódź przeprowadza
się do Gdańska.
Dalej nic nie wiem, ale ufam, że to przyjdzie z czasem. Jak zawsze. Ważne żeby nie naciskać, dać przestrzeń temu co musi zostać uporządkowane.
Od razu mi lepiej.
Biedna Matilda.. Ale to dobrze ze lepiej Ci juz, mi tez troche ulzylo gdy dzis usiadlem przed notatnikiem i jakos tą szkocję z siebie zrzuciłem w wyjasniający mi troche moją sytuacje sposób. na początku lipca chyba pojadę na tydzień do Barkowa (Borkowa?) na mazurach tam jest taka ekowioska gdzie mozna przyjechac i powolontariuszyc jak sie chce i jak sie nie je mięsa, zgogluj sprawę poczytaj, i może zechcesz dołączyć, ucieszyłbym się
ReplyDelete