Pages

30 Jan 2013

O samotnej wyspie i żelatynie


Maruda. Malkontent. Mizantrop. Miś. Matilda.

Powinnam w tym momencie  z notatkami na jutrzejszy egzamin w ręce, pakować cały swój dobytek. Powinnam też jednocześnie pisać dwie prace zaliczeniowe, obrabiać i wysyłać zdjęcia do druku (w tle powinny nagrywać się na płytę). Ah… nie można zapomnieć o tym, że powinnam robić również zdjęcia na zaliczenie i do magisterki, a skoro o magisterce mowa powinnam mieć już plan i przystępować do pisania. Powinnam pisać list motywacyjny. Powinnam sprzątać pokój żeby zdać go jutro w stanie pozwalającym przyjąć mi kaucję. Powinnam robić pranie. Powinnam spełnić wszystkie swoje powinności. Ta. Powinnam się porzygać z tego wszystkiego. Tymczasem pisze ten bezsensowny tekst. 

Jutro, 31 stycznia, oficjalnie zostanę pozostawiona sama sobie. Ostatnia najbliższa mi osoba opuści mój bok by ułożyć sobie życie u boku kogoś innego, gdzieś daleko stąd. Do Łodzi, Koszalina i Rzymu, miast w których mam swoje "obozy", dołączy Warszawa. Niby niewiele się zmieni bo przecież i tak większość czasu spędzam w samotności ładując siły pozwalające przebywać mi wśród ludzi gdy to konieczne. Pewne osoby do niedawna sądziły, że żeby wyjść z pokoju i mówić do ludzi potrzebuję się napić. Zresztą chyba wszyscy tak na początku myślą. Nie zaprzeczę, że czasami bez tego się nie obejdzie... Bezcenne zobaczyć minę kogoś takiego, kiedy o poranku wjeżdżam na różowo-fioletowych wełnianych skarpetach do kuchni śpiewając z elvisowkim akcentem "Parostatek", a za mną powiewa zawiązana na szyi peleryna zrobiona z kraciastego kocyka. 
No więc niby nic się nie zmieni, ale rzecz, która zawsze martwiła, teraz martwi znacznie dotkliwiej niż zwykle. Przyszłości. Fjucior. 

Za kilka miesięcy kończę studia. Zawsze sądziłam, że moment tego przejścia będzie płynny, nie będę z tym sama. Teraz widzę to bardziej jako kompletny koniec pewnego okresu. Ostre cięcie. Od początku (czyżby?). Pytanie tylko co, jak, gdzie, kiedy. Jutro stanę się samotną wyspą. Po obronie będę mogła zrobić wszystko i nic. Nic i nikt nie będzie trzymać mnie już w Trójmieście. Żadnych zobowiązań. Na początku byłam przerażona tą perspektywą, ale gdy pomyślałam o tym jak o nowym początku, poczułam... ulgę. Głębokie więzi z ludźmi są mi w życiu potrzebne jak powietrze, ale też ograniczają. Chyba czas dorosnąć i stać się samoistna jednostką bez poczucia krzywdy bycia porzuconą.

Obrazek, który dostałam na nową drogę życia... Dodałabym do tego jeszcze (jak to kiedyś komuś życzyłam) "niech Ci ziemia żelatyną wołową będzie".


Dziękuję drogi pamiętniczku. Jesteś super.

27 Jan 2013

^^

Zimne Wybrzeża na fajsdupiu tak miło witają nowe Misie. 
Dziś niedziela. Sentymenty, sentymenty. Tak mi się słodko zrobiło, że musiałam pokazać. 
Giggle, giggle.

+


Aurora muwałt

Przeprowadzam się.

Nienawidzę pieca, który grzeje wodę kiedy mu się łaskawie zachce. Nieszczelnych okien i wtykania w nocy stóp między żebra kaloryfera kiedy aż bolą z zimna. Łóżka opartego na palecie przemysłowej i przewodnikach krajoznawczych. Pralki, której imienia nigdy nie chciałam zapamiętać bo nie lubiłyśmy się od samego początku. Całego tego cholernego PRLu, którym to mieszkanie jest przesiąknięte. Nawet pająk zamieszkujący pod tapetą w kiblu zajeżdża PRLem, chociaż do Andrew akurat nic nie mam…
Nienawidzę, ale trudno mi to zostawić. 
Mogę się spakować, mogę zawalić pokój kartonami, ale póki ściany zalepione są plakatami nie czuję żeby cokolwiek miało się zmienić. Puste ściany są dla mnie znakiem tymczasowości. Dopóki czegoś na nich nie powieszę, miejsce w którym codziennie zasypiam, piję kawę, objadam się czekoladą, obgryzam paznokcie, rozmawiam sama ze sobą… to miejsce nie jest moje. Nienawidzę tych pustych plam, kiedy już kończą mi się zdjęcia, rysunki, plakaty i wszystko co tylko da się przybić. Czasami mam ochotę zakryć je papierem toaletowym, jednorazówkami, czy papierkami po snickersach. W pokoju może być tylko materac położony wprost na podłodze i mała lampka - jeśli coś zawiśnie na ścianie, będę w domu.

dawny pokój w rodzinnych stronach...


24 Jan 2013

Sinuses

Nasza teoria ...
Our theory...

Open in new tab to see original size.


21 Jan 2013

Howling

"It's sad really because I feel like i have a lot to express and I'm not gifted"

Z racji braku czasu i niemożności nabazgrania czegoś nowego, przeszukałam czeluście dysku by znaleźć coś co oddałoby mój obecny stan. Stare to jak świat, ale jak się okazuje ponadczasowe...

Zwątpienie. 
Czekam aż z kamienia znajdującego się w zakamarku mojego mózgu wstaniem żółw, spoczywający tam od dłuższego czasu w pozycji Myśliciela, podniesie do góry palec i z błyskiem w oku powie "wiem!". Póki co, przysypiając co chwilę, łamie sobie kark. 
Wszystko za sprawą pracy magisterskiej, jej części praktycznej. Wszystko się rozsypuje, a myśl o zmianie koncepcji doprowadza mnie do szału. Do tego patologicznie wysoki poziom ambicji i perfekcjonizmu w tej kwestii sprawia, że mam ochotę usiąść obok żółwia, przybić mu piątkę i żałośnie zapłakać.

Gdzie nie pójdę co chwilę mijam tego samego kolesia. Broda drwala sprawia, że wszyscy faceci wyglądają tak samo. 

Tymczasem na dobranoc:

15 Jan 2013

Procrastination contd.

Muzyka na dziś - Yagya i Susanne Sundfør


tak to mniej więcej wyglądało


14 Jan 2013

Parostatkiem w piękny rejs...

Po całym dniu prokrastynacji, postanowiłam poświęcić 10 minut tej bardziej przyjemnej i nie wywołującej tyle wyrzutów sumienia prokrastynacji, bazgrząc odrobinkę w moim ukochanym moleskinie. Z każdym dniem zapełnia się co raz bardziej, a ja co raz mniej przejmuje się tym by wszystko było idealne, czyste, sensowne. Plamy po kawie, smugi rozmazanego ołówka cieszą, tworzą historię. Ciekawa jestem jak będzie wyglądać za rok...

Chyba zatoki uciskają mi mózg skoro napisałam ostatnio, że nastąpi tu zastój. Nie od dzisiaj wiadomo, że sesja jest najbardziej płodnym twórczo okresem w roku. W sumie nie tylko twórczo. Nie podjęłam się jeszcze żadnego nie cierpiącego zwłoki zadania, ale czuję, że na dniach ubrania wysypujące się z szafy zaczną lamentować. Pralka zacznie krzyczeć, że się nudzi, zbędne ikony na pulpicie zaczną denerwować itp. itd. Klasyki.
Ha. Nieodparte pragnienie śpiewania i popracowania nad emisją już mnie dopadło mimo totalnie zdartego gardła.
Banały.

Ponad to rysując stwierdziłam, że skoro zaniechałam komiksowej adaptacji Misich opowieści, to nowe wpisy będę własnoręcznie ilustrować.
Jak tylko powstanie nowy tekst zarzucę tu linkiem, a póki co rubryka "Matilda Aurora" zaprowadzi chętnych do wpisów sprzed 1,5 roku.

Tymczasem przemówienie na temat wege nie może już dłużej czekać. Mam nadzieje, że nie ma jeszcze polskich napisów do nowego odcinka Californication.

...

Uff...

11 Jan 2013

Ekhm...

wystarczy podmienić na "[...] pracy magisterskiej"

Pozazdrościłam, poczytałam, poprzypominałam sobie dawne czasy i postanowiłam więcej pisać. Lepiej pisać. Wydaje mi się, że ktoś wchodząc tu, o ile skusi się na przeczytanie tych kilku zdań, które zdarza mi się skrobnąć, odnosi wrażenie, że ma do czynienia z analfabetą. Zbytnio skupiłam się na wrzucanych "pracach", zapominając, że jeśli już coś piszę to powinno to być zdatne do czytania.

Zastanawiam się nad powrotem do Niedźwiedzich opowieści, chociaż główna inspiracja prysnęła pewnej nie zapowiadającej nic szczególnego nocy, kiedy to Misiowi został zwrócony pęczek sierści. A może raczej niechcący wypluty przy okazji melodii bzdur płynącej z tych samych ust.
Miś wyruszył na przeciwległy biegun, więc zawsze mogłabym opowiedzieć co go tam spotkało...
Hmm...

Ponadto nowy rok rozpoczął się z przytupem i zapowiada się sporo zmian w tym przeprowadzka. Najbliższy miesiąc poświęcam sesji i pisaniu mgr, dlatego może nastąpić tu mały zastój. Nie zmienia to jednak fakty, że zorka załadowana jest czarno-białym, przeterminowanym ilfordem, który mam zamiar w najbliższym czasie dobrze spożytkować, więc może jednak coś się tu pojawi.
Śniegu nie uciekaj jeszcze!

Kubek siekiery wypity. Andy Stott na zapętleniu. Weekend zapowiada się cudownie.

P.S. Strasznie (STRASZNIE) wkurwia mnie obecna czcionka, ale nie mogę znaleźć nic odpowiedniego...