Pages

25 Jul 2013

Praca dyplomowa

Nie wiem czemu nie zrobiłam tego do tej pory, bo w sumie jestem zadowolona z wyników. Nie do końca, ale jednak jak na robione na ostatnią chwilę w panice, wyszło całkiem ok. Częściowo wrzuciłam je na tumblra i flickra, ale podejrzewam, że nie wiele osób się tam zapuszcza.

Praca dyplomowa.
Opisu koncepcji wrzucać nie będę, choć przydałaby się do zrozumienia chociażby widocznych różnic między trzema grupami zdjęć. Wyjaśniłaby też jak powstały i jak są skonstruowane. Pozostawię jednak odwiedzających z możliwością własnej interpretacji (czyt. chyba nie chce mi się kliknąć ctrl+c, ctrl+v, sama nie wiem). Każda z fotografii jest kanapką kilku zdjęć bez ingerencji strukturalnej w poszczególne warstwy (żadnych retuszów itd.) Od początku do końca analog, nakładanie w ps.
Smacznego.






* * *






* * *





P.S. nie zapalajcie kadzidełka "darshan" kiedy gotujecie bób, chyba że lubicie gdy cały dom pachnie męskim nasieniem.

P.S.2 Patrze teraz na te zdjęcia i jednak jestem mniej zadowolona niż myślałam... Eh ten perfekcjonizm.

23 Jul 2013

Tu turutuTUUUU

Pewnie zmienię motyw jeszcze pięćdziesiąt tysięcy razy, ale póki co jest tak jak chciałam czyli prosto czystko i przejrzyście. A co? Ano tumblr, na który będę wrzucać tylko i wyłącznie moje bazgrołki. A niech idą w świat.
Hy-dyż!
www.hajperbaton.tumblr.com

W związku z tym "zmieniłam" (czyt. dowaliłam sobie do długiej już listy, kolejna skrzynkę) także maila o bardziej niż "drzwi obrotowe" adekwatnej nazwie, czyli po prostu matildaaurora@wp.pl.

Jak coś wszystko można znaleźć na pasku bocznym i podstronce "o mnie" (schowanej pod włosami).

Achuj!


20 Jul 2013

Aurora Goddess sparkle

Cóż... chciałam zacząć od jakiegoś frazesu, ale w sumie nie będę silić się na mądrości. Fakty są takie, że owszem wiedziałam, że wszystko dobrze się ułoży, ale nigdy nie sądziłam, że aż tak. Rzucanie pracy, przy (przed)przedostatniej rencie na koncie, rezygnacja z własnego lokum i pomieszkiwanie u litościwych znajomych nie wydają się zapowiadać dobrze. Założę się, że ludzie wokół, zwłaszcza Ci którzy wiedzieli z jakim trudem przyszło mi w końcu pracę znaleźć, dowiadując się o moim dziewiczym zwolnieniu, pukali się w głowę, ale z jakiejś tam grzeczności nie potępiali moich decyzji otwarcie. Cóż... nie potrafię robić nic wbrew sobie, zwłaszcza gdy podszyte jest to intuicją i jakimś takim swędzeniem z tyły głowy. No i cóż mi z tego przyszło? Bipolarna Aurora tydzień temu postanowiła uciec od wszystkiego co znajome i bezpieczne (?), decydując się na spotkanie ze wszystkimi swoimi lękami bez możliwości odwrotu. Był ogromny strach, ale też poczucie, że nie mam w tej kwestii wyboru.

Pogodziłam się z tym, że niestety bez pieniędzy oceanu nie przekroczę. Obrałam wiec kierunek Półwysep Bałkański - Czarnogóra. Jednak tak się czasami zdarza, że życie, choćbym nie wiem jak była porąbana, nieumyślnie komplikując tym życie sobie i innym, jakby dawało mi coś w zamian tego po co sama na co dzień nie jestem w stanie sięgnąć z powodu tegoż porąbania. Spełnianie marzeń przychodzi mi dwa razy trudniej niż przeciętnemu, stabilnemu psychicznie człowiekowi. Rzadko dostaje się szansę spełnia swojego największego marzenie. Ja ją dostałam i nagle strach i wszystko co normalnie hamuje moje życiowe kroki przestało się liczyć. Po prostu. Jak guma przyklejona do podeszwy owszem irytuje, ale nie zatrzymuje w miejscu.

Islandia. Aurora, Niedźwiedź Polarny jedzie do domu. Ukochane, grube, wełniane skarpety, w których popierdalam w domu nawet latem, wypełnią swoje przeznaczenie.

Tak więc jeśli czyta to ktoś, kto Islandię zamieszkuje, lub ma zamiar podobnie jak ja koczować tam w okolicach sierpień-wrzesień i spotka na swojej drodze takiego debila jak na rysunku poniżej, niech pomacha, podejdzie porozmawiać, albo, jeśli łaska, poczęstuje kanapką (na mojej twarzy będzie widniał permanentny uśmiech, ale nie musi to znaczyć, że nie przymieram głodem).

Skan tragiczny, zorientowałam się w domu. Ołówek, bo na inkowanie nie starczyło mi cierpliwości.

16 Jul 2013

Nadeszla wiekopomna chwila...

Jakieś trzy miesiące temu miałam plan. Bardzo konkretny plan. Wiedziałam, że do dnia dzisiejszego zapał mi opadnie i plan ulegnie modyfikacjom, byłam tego pewna choć nie chciałam się do tego przed sobą przyznać, ale wiedziałam równocześnie, że nastąpi ten dzień. Zwrot. Wiedziałam, że zbyt mocno tego pragnę by nie rzucić nagle wszystkiego, choć zaczęło się układać aż za dobrze. Obrona, praca, lokum, wakacje w mieście... dorosłe życie przyszło za łatwo i już widziałam jak będzie wyglądać tych kilka najbliższych lat. Ta wizja wywołała we mnie odruch wymiotny. Mam na to jeszcze czas. Te wakacje to idealny moment przejściowy, którego postanowiłam nie marnować na coś co i tak mnie czeka. Dałam sobie po obronie tydzień czasu, żeby podjąć tę decyzję i dziś nastał ten dzień. Po prostu wstałam i wiedziałam, że nie mam innego wyjścia, że nie wytrzymam ani chwili dłużej, bo w przeciwnym razie ucierpi nie tylko moja psychika.

No ale o co chodzi, co zamierzam? Kto wie ten wie. Nie chcę za dużo zdradzać. Kto mówi ten nie robi. Zawsze za dużo mówiłam. Z chęcią nie powiadamiałabym o tym fakcie nikogo, ale jednak są osoby, które muszą wiedzieć. Dlatego też wybieram się dziś do domu. Podejrzewam, że posiedzę tam do końca miesiąca dając sobie czas na skompletowanie tego co niezbędne, a także wyczyszczenie umysłu z nieprzyjemnych zdarzeń ostatniego tygodnia, przeprowadzenie kilku poważnych rozmów, no i oczywiście rysowanie, czytanie i granie na konsoli.
Mam nadziej, że ten wpis nie zostanie źle zinterpretowany przez mój mózg i nie zrezygnuję. Zresztą w obecnych okolicznościach czuję, że nie mam wyboru. Muszę uciec bo w przeciwnym razie obudzi się we mnie instynkt mordercy. W końcu jestem Niedźwiedziem Polarnym.

P.S. Choć to zapowiedziałam, nie wrzucę zdjęć z ostatniego weekendu. Zepsułam dwa aparaty. Zepsuło się też coś innego. Dzień, którego co roku wyczekiwałam, tym razem wspominam z zaciśniętymi pięściami. 

12 Jul 2013

It's alive!

No dobra. Czas wrócić do gry. Nie ma opierdalania się. Co prawda nie udało mi się jeszcze spłodzić nic nowego, konkretnego, ale Aurora ma skaner! Nie swój własny osobisty, ale pod samym nosem z nieograniczonym dostępem! Tak więc wczoraj wstałam z łóżka, otarłam twarz z kilkudniowego doła, zjadłam arbuza, ubrałam się i zasiadłam do skanowania dopijając niedopite wino. Próbowałam też coś naskrobać, ale cóż... dłuuuugo nie rysowałam. Muszę sobie przypomnieć jak się to robi. No. Tak więc póki co poodmieniałam w niektórych postach zdjęcia rysunków na ślicznie skanki.
Ale to nie koniec. Wczoraj po raz pierwszy podjęłam próbę kolorowania rysunków w ps co wyśmiałam po pierwszej próbie nakładania gradientu, ale gdy już otarłam łezki rozbawienia okazało się, że hmmm... jednak coś przed przypadek mi wyszło. I tak oto powstała pierwsza wersja banera dla koleżanki, literatki, której obiecałam zajęcie się stroną graficzną jej blogaska. Nic więcej na razie nie powiem, a już na pewno nie pokażę. Tba.

Jezu tak straszliwie nic się tutaj ostatnio nie działo, że prawdopodobnie osoby, które tutaj od czasu do czasu zaglądały zaniechały to zupełnie. Taki to trochę ochłap, na pobudzenie zainteresowania, ale cóż... cud, że w ogóle wstałam z łóżka.


Cóż... pierwszy delemat tak naprawdę nie dotyczy stroju, ale czegoś poważniejszego o czym ostatnio bardzo dużo myślę i czytam.



Szkic inspirowany IamamIwhoamI. Zajmę się nim wkrótce, póki co nie mam na to jeszcze konkretnego pomysłu.

Hahaha. Szkice (z przed roku) jednej z głównych postaci komiksu, który kiedyś w końcu zrealizuję. 

Ale to nie wszystko! Mnie i moje dziołchy czeka weekendowe święto muzyki, czyli coroczny Żuling w Plastelinie. Tak więc jak przystało na dwie, dojrzałe Panie mgr z zacięciem artystycznym, zaprojektowałyśmy sobie z E. aplikację na koszulki specjalnie na tę okazję.


Klasycznie wrzucę tu pewnie po powrocie jakieś zdjęcie. No... tak że tego... do poniedziałku!

9 Jul 2013

I wanna die... I wanna cry...


Ostatnio nie rysuję. Nie robię zdjęć. Nie chcę nawet myśleć o tym, że mogłabym przysiąść do czegoś, czegokolwiek kreatywnego, a jeśli już myślę to jako o dalekiej perspektywie. Kłębi się we mnie lęk i wzgarda własnymi (nie)umiejętnościami, więc unikam konfrontacji z tą przykrą prawdą.
Oda dawna chcę wrzucić tu coś co nie jest tylko moim smęceniem, ale nie jestem w stanie spłodzić najmniejszej pierdoł, a nic co jeszcze nieopublikowane do publikacji się nie nadaje.
Cóż... nie wiem czy to jeszcze niepokój tym, że nie obawiam się o swoją przyszłość, czy już niepokój właściwy (a raczej uświadomienie sonie braku perspektyw).
W każdym razie moje życie przynajmniej do końca tygodnia będzie prezentować się o tak:
















Nie posiadam obecnie stałego dostępu do Internetu, więc reszta gier oszalała i nie chce się uruchomić. Czytam trzy książki na raz, zwolniłam dziś 20 giga na dysku, jem w nienaturalnych ilościach, degustuję wina z pobliskiego Fresha, maluję paznokcie, czołgam się po podłodze zrozpaczona tym, że zostawiłam przy kasie grahamki i śpiewam (dys)harmonicznie I wanna die, I wanna cry, teatralnie upadając na środku ulicy i trafiając oczywiście kolanem na kamyk.


Nie lubię teraz siebie, ale kiedyś mi przejdzie.