Pages

25 Jul 2015

Whatever

Nie mam siły. Nie mam siły się starać, nie mam siły udawać, że coś mnie obchodzi gdy nie obchodzi. A obchodzi mnie ostatnio mało. Straciłam wszelki entuzjazm. Chciałabym być wdzięczna za wszystko co mam, nie wytykać czego mi brakuje. Chciałabym być ciekawa co się dzieje w życiu ludzi, z którymi pracuję, chciałabym ich pytać o rzeczy nie tylko odpowiadać pod nosem na ich usilnie próbujące zagaić ze mną rozmowę pytania. Chciałabym zadawać ludziom pytania. Chciałabym rozmawiać z ludźmi, kilkoma na raz. Chciałabym wchodzić do pomieszczenia i czuć chęć do interakcji ze znajdującymi się w nim osobami, a nie modlić się o bycie niezauważoną. Chciałabym móc się skupić na tym o czym miedzy sobą rozmawiają, na czytanych na głos regułach gry. Chciałabym uczestniczyć. Chciałabym nie myśleć, że wychodzę na nudną idiotkę, gdy tak siedzę z boku i obserwuję jak reszta się bawi. Chciałabym nie czuć presji by udowodnić, że tą nudną idiotką nie jestem. Przecież wiem, że nie jestem.

Chciałabym nie czuć.

***

Ponad dwa lata temu napisałam "Introwertk dla opornych" [klik]
Jakiś miesiąc temu znalazłam Elaine Aron. Obejrzałam cały [klik], 3-częsciowy wykład (około 1h), który naprawdę polecam, ale wrzucam krótką wersję, bo dla niektórych i 8 minut to za długo:




Nagle puzzle ułożyły się w jakąś sensowną część całego obrazu. Szkoda tylko, że gdy próbuję pokazać go innym, pomóc zrozumieć jak działa ta maszyna zwana Matildą, odwracają wzrok, bo choć mają przed sobą gotowe odpowiedzi, których ja sama szukam od 27 lat, wolą trzymać się swojej wizji pojęcia "normalny". Ta jest przeciec prościej prawda? I ciągle słyszę "Bo ja/my...". Ale ja nie jestem Ty, nie jestem Wy. 
I staram się jak głupia respektować inność ludzi w okół mnie, przynajmniej tych dla mnie najważniejszych, ale jest to w chuj trudne gdy spotykasz się z brakiem szacunku do własnej inności i ignorowaniem prób tłumaczenia "dlaczego". 

Nie zliczę ile razy zostałam wyzwana od wariatek, egoistek żyjących "w swoim chorym świecie" "zbyt zajętych analizowaniem swoich stanów emocjonalnych", nadwrażliwych, płaczliwych neurotyczek i wielu innych, które pewnie przypomną mi się dzisiaj przed snem, bo po opublikowaniu tego postu będę myśleć o jego treści przez następny tydzień, może dwa. 
Cóż... mogłabym teraz zaadresować soczyste "fuck you" do wszystkich tych osób, które już w moim chorym świecie nie egzystują, mogłabym im życzyć powodzenia w pięknym, pełnym ignorancji  n o r m a l n y m  świecie. Bo co piąta osoba zmaga się z tym samym co ja, a o czym mówi Elaine Aron, i nie ma pojęcia co jest z nią nie tak. To by było jednak zbyt porywcze, niegrzeczne i w ogóle... no brak szacunku. Dlatego... whatever. 
No to co, jest tam jakiś wrażliwiec na sali, który nie wiedział o swoim istnieniu? Ręce do góry.

Bez zdjęć. Nie chce mi się. 

12 Jul 2015

Something something

oczywiście literówka...


Jestem ostatnio w bardzo dziwnym zakątku mojej głowy. Niby wszystko jest ok, ale coś uwiera. Wciąż coś nie pasi. Myślałam, że się przegrzałam i potrzebuje odpocząć od ludzi, więc w piątek po pracy pojechałam w kierunku Þingvellir uzbrojona w kilka niezbędnych rzeczy jak namiot, śpiwór, czekolada etc. Miało mnie nie być cały weekend, ale już wieczorem, leżąc w namiocie gdzieś pośrodku niczego, 11 km od parku, wiedziałam, że to nie to. Wstałam rano, zebrałam manatki i szłam. Czułam nieodparta potrzebę kroczenia poboczem bez wystawiania kciuka do każdego, sporadycznie nadjeżdżającego samochodu. I tak bym sobie szła gdyby nie te cholerne meszki, które wlatują w każdy otwór Twojej głowy gdy jedyne czego pragniesz w danym momencie jest Ty i droga. Zaczęłam więc łapać stopa byle tylko uwolnić się od tego cholerstwa. W końcu się udało i dojechałam pod sam dom z gadającym do siebie pod nosem młodym Islandczykiem o imieniu Andri.

Coś było nie tak. Z jednej strony zatęskniłam za włóczeniem się, wspominałam drogę z Bergen do Polski. Noc spędzona pod gołym niebem, na brzegu jeziora gdzieś w krzakach na poboczu drogi wciąż jest w top dziesiątce moich doświadczeń. Z drugiej zaś... nie czułam tego podniecenia, dreszczyku emocji. Zwalam winę na fakt ciepłego łóżka czekającego na mnie gdy tylko przyjdzie mi na to ochota. Ale przyznać muszę, że mi ta jedna nocka pomogła. Dodała mi odrobinę pewności siebie i chęci wypuszczania z ust słów w kierunku poniektórych osobników ludzkich.

Wciąż jednak jest jedna rzecz, która spędza mi sen z powiek. Próbuje nie robić z tego problemu, bo obiektywnie patrząc jest to żaden problem, a jedynie kolejna, wielka, potencjalna zmiana. Co natomiast jest problemem to fakt, że nie do końca jej chcę, a co pewne  - nie jestem na nią gotowa. Nie chce mówić o co chodzi, bo narazie wszystko jest w fazie "może", ale to "może", może obrócić w proch moje obecne szczęście. Pracuję nad tym żeby tego uniknąć. Nie wiem tylko jak.

Więc zdjęcia. Random.