Pages

11 Feb 2015

47 vs 42

Czuje się jak tykająca bomba. Jeden fałszywy ruch, jedno nieodpowiednie słowo z czyichś ust i wybuchnę. Frustracja sięga zenitu. Odliczam dni. Codziennie. Wiem, że to czasu nie przyspieszy, ale muszę to robić by wstać z łóżka, by nie rzucić się z mostu w drodze do pracy. Jeszcze 1,5 miesiąca temu parłam do przodu nie zważając na nic, mając przed oczami cel. Obecnie muszę pilnować się by nie wybuchnąć w pracy płaczem, nie wydrzeć się na klienta albo nie zrobić krzywdy swojemu pracodawcy. Nie mogę się skupić, żyje na huśtawce emocji, mogłabym spać dniami. Moja psychika nie jest zdrowa. 
Praca, praca. Sen. Praca. Sen. Praca, praca. Sen. I tak w kółko. Nie robię nic innego. Brakuje mi ludzi. Rozmów, dotyku, zapachu, obecności...  
Tygodniowy pobyt w Gdańsku, kurs barmański... zupełnie jakby mi się to wszystko przyśniło. 
Ja już zwyczajnie wariuję. 
47.
42.

Fotki z październikowych urodzin M.
Tęsknie za robieniem zdjęć.