Tiruriru. Obiecałam, że dam znać więc to robię - misiowe opowieści (<--link) odżyły.
Jednocześnie obwieszczam, że chyba muszę sobie zniknąć na jakiś czas. Tu i w rzeczywistości. W ogóle. Zakopać się gdzieś w śniegu.
Słońce wyszło.
Pages
28 Feb 2013
27 Feb 2013
Sera sera sera...
W piątek obchodzę moje małe, prywatne święto i zastanawiam się jak je uczcić. Coś co było przez pierwszych kilka lat kwitowane stwierdzeniem "przejdzie jej" czy też "to okres buntu" obchodzi w tym roku swoją dziesiąta rocznicę. W zasadzie to świętuję fakt, że nadal żyję bo przecież zapowiedziano mi powolną śmierć z powodu anemii, awitaminozy i innych mądrych słów. Sukcesem jest nie tylko to, że nadal całkiem żwawo stąpam, a nie słaniam się po tym świecie, ale też cisza... Zdaje się, że mojej mamie w końcu znudziły się tyrady o porcelanie mojej cery. W końcu jestem Misiem Polarnym. Ekhm.
Dekada. Łał. Nie o bicie rekordów tu chodzi, ale fakt, że jest w moim życiu jakaś stała, niezmienna rzecz, której się trzymam. Daje mi poczucie, że może w małym stopniu, ale jednak nad czymś mam kontrolę. Chciałabym jakoś zaznaczyć ten dzień, tak dla fanu. Nie mam komu gotować, a sobie samej już mi się nie chce, więc jakaś wypasiona potrawa raczej odpada. Chociaż marzy mi się zrobić w końcu domowego falafela... Może zrobię marakasy z soi i pojadę z nimi na Morenę. Przykleję sobie wąsy, pokręcę tyłkiem, pośpiewam... To zwykł dzielnica, ale zawsze gdy słyszę "morena" wyobrażam sobie, że po ulicach chodzą tam grupki mariachi.
Nie wieeeeeeeeeeeeeem.
Ale w końcu mam pretekst żeby wrzucić gdzieś to zdjęcie. MUAhaha.
Oho! Tak w kwestii gotowania dostałam właśnie maila... opcja zdaje się, że ciekawej współpracy (fotograficznej) z radiem przy audycji kulinarnej. Hm. Sprzętowo chyba niedomagam, ale może...
Dekada. Łał. Nie o bicie rekordów tu chodzi, ale fakt, że jest w moim życiu jakaś stała, niezmienna rzecz, której się trzymam. Daje mi poczucie, że może w małym stopniu, ale jednak nad czymś mam kontrolę. Chciałabym jakoś zaznaczyć ten dzień, tak dla fanu. Nie mam komu gotować, a sobie samej już mi się nie chce, więc jakaś wypasiona potrawa raczej odpada. Chociaż marzy mi się zrobić w końcu domowego falafela... Może zrobię marakasy z soi i pojadę z nimi na Morenę. Przykleję sobie wąsy, pokręcę tyłkiem, pośpiewam... To zwykł dzielnica, ale zawsze gdy słyszę "morena" wyobrażam sobie, że po ulicach chodzą tam grupki mariachi.
Nie wieeeeeeeeeeeeeem.
Ale w końcu mam pretekst żeby wrzucić gdzieś to zdjęcie. MUAhaha.
|
26 Feb 2013
Dżangel
Chciałam napisać "leniwa niedziela", ale dziś wtorek... Nie chciało mi się nawet wypełnień robić. Zaraz mnie rozniesie.
Soooooooo... What time is it? It's Bath Time!
Soooooooo... What time is it? It's Bath Time!
Cokolwiek
Submarine - to uczucie gdy oglądasz film za filmem, są lepsza bądź gorsze i w końcu trafiasz...
22 Feb 2013
The sun shines out your ass
Laj laj laj. Za tydzień ciemnia i wywołuję ilforda ^^ Drugi film gdzie będzie więcej cyckiów chyba w poniedziałek.
Póki co chrupię marchewkę i rozpływam się przy Frozen Planet.
Good mood, bad mood, ugly, pretty, handsome, what have you, the right person is still going to think the sun shines out your ass |
tak zasyfionej kliszy jeszcze w życiu swoim nie widziałam, ale w sumie przy tym zdjęciu mi nie przeszkadza |
19 Feb 2013
Hitler, Schopenhauer i ecstasy
Śnił mi się dziś Hitler. Hitler prowadził jakby... nazistowskie przedszkole. Byłam jednym z dzieciaków, które trzymał w piwnicy. Atmosfera była tam całkiem spoko, Hitler sam w sobie tez był raczej normalnym kolesiem, tylko że był Hitlerem. W pewnym momencie z resztą dzieciaków stwierdziliśmy, że mamy dosyć siedzenia w tej piwnicy i co on sobie w ogóle wyobraża. Poza tym mamy liczebną przewagę. Postanowiliśmy, że jak Hitler wróci do domu (!!?) to powiemy mu, że to koniec, że jest jakiś pojebany i my sobie stąd idziemy. Pamiętam tylko jego zaskoczoną minę bo obudziło mnie pukanie do drzwi mojego pokoju, przez co dostałam małego zawału serca bo obecnie jestem w domu sama.
Byłam wczoraj w jednym z moich ulubionych miejsc w Gdańsku. Nie wiem jak to nazwać... Ani to lumpeks, ani antykwariat... Można tam znaleźć wszystko. Możnaby wyposażyć cały dom za grosze. No dobra przesadziłam - mebli tam nie mają, a i bez nich ledwo da się tam poruszać. W każdym razie słyszałam, że trafiają tam rzeczy po zmarłych. Najprościej mówiąc, znajdziemy tam wszystko co z różnych powodów nie było już komuś potrzebne.
Problem z tym miejscem jest jeden - nie da się stamtąd wyjść. Kiedyś godzinę spędziłam na samym oglądaniu starych zdjęć obcych mi ludzi. Na książki i płyty winylowe poświęcone jest osobne pomieszczenie. Wczoraj stała tam nawet gitara akustyczna. Nie chciało mi się zdejmować pokrowca, bo akurat po rak kolejny próbowałam stamtąd wyjść, ale podejrzewam, że była w dobrym stanie.
Teraz jest tam strasznie zimno, ale powiedziałam sobie, że jak tylko zrobi się cieplej przeznaczę jeden dzień żeby przegrzebać tyle ile mi się uda, od drzwi uprzedzając sprzedawców, że nie kręcę się tam tyle czasu bo jestem kiepskim złodziejem (ochroniarze z Rossmana wjechali mi na psychikę).
Poszłam tam po śrubokręty (Albert w końcu skręcony) i gdy już stałam przy wyjściu skusiłam się na zerknięcie do leżących nieopodal pudeł z książkami. Encyklopedie filozofii starożytnej, trochę niemieckiej literatury, nowe media, językoznawstwo, nawet coś ze Skandynawii. Chciałam wziąć co najmniej cztery, ale ostatecznie zdecydowałam się na dwie bo nie miałam pojęcia ile będzie mnie to kosztować.
Dwie książki, dwa śrubokręty i zszywacz kosztowały mnie 9 zł.
A na dziś soundtrack Tomasa Dvoraka (Floex) z najpiękniejszej, najcudowniejszej gry z jaką się zetknęłam czyli Machinarium.
Howgh!
Byłam wczoraj w jednym z moich ulubionych miejsc w Gdańsku. Nie wiem jak to nazwać... Ani to lumpeks, ani antykwariat... Można tam znaleźć wszystko. Możnaby wyposażyć cały dom za grosze. No dobra przesadziłam - mebli tam nie mają, a i bez nich ledwo da się tam poruszać. W każdym razie słyszałam, że trafiają tam rzeczy po zmarłych. Najprościej mówiąc, znajdziemy tam wszystko co z różnych powodów nie było już komuś potrzebne.
Problem z tym miejscem jest jeden - nie da się stamtąd wyjść. Kiedyś godzinę spędziłam na samym oglądaniu starych zdjęć obcych mi ludzi. Na książki i płyty winylowe poświęcone jest osobne pomieszczenie. Wczoraj stała tam nawet gitara akustyczna. Nie chciało mi się zdejmować pokrowca, bo akurat po rak kolejny próbowałam stamtąd wyjść, ale podejrzewam, że była w dobrym stanie.
Teraz jest tam strasznie zimno, ale powiedziałam sobie, że jak tylko zrobi się cieplej przeznaczę jeden dzień żeby przegrzebać tyle ile mi się uda, od drzwi uprzedzając sprzedawców, że nie kręcę się tam tyle czasu bo jestem kiepskim złodziejem (ochroniarze z Rossmana wjechali mi na psychikę).
Poszłam tam po śrubokręty (Albert w końcu skręcony) i gdy już stałam przy wyjściu skusiłam się na zerknięcie do leżących nieopodal pudeł z książkami. Encyklopedie filozofii starożytnej, trochę niemieckiej literatury, nowe media, językoznawstwo, nawet coś ze Skandynawii. Chciałam wziąć co najmniej cztery, ale ostatecznie zdecydowałam się na dwie bo nie miałam pojęcia ile będzie mnie to kosztować.
nie powiem żebym specjalnie jej poszukiwała, ale była na mojej liście "do przeczytania" |
Dwie książki, dwa śrubokręty i zszywacz kosztowały mnie 9 zł.
A na dziś soundtrack Tomasa Dvoraka (Floex) z najpiękniejszej, najcudowniejszej gry z jaką się zetknęłam czyli Machinarium.
Howgh!
18 Feb 2013
Winna
HA! Jedna z niewielu dobrych informacji w tym roku - z racji małej frekwencji udało mi się otrzymać wyróżnienie w wewnętrznym konkursie studenckiej agencji foto. Ufff. Nagrodęęęę planuję przeznaczyć na zakup nowego analoga bo raz, że mi się marzy już niesamowicie, dwa - wolałabym nie kusić losu polegając jedynie na ukochanej, ale jednak cierpiącej na nadciśnienie zorce. Jak tylko się uda na pewno pochwalę się nowym cudem.
Panowie w labie albo już się nauczyli, że moje klisze są naświetlone w niewielkim stopniu, albo to zasługa cycków (Pan dawał mi płytkę z błogim uśmiechem na twarzy choć to nie on przyjmował ode mnie zlecenie, więc domyślam się, że zwołał kolegów ze wszystkich działów Saturna), ale bez proszenia znalazłam na płycie dwa foldery - wersję skanowaną przez maszynę i ręcznie... ekhm...
Przeterminowana klisza za 3 złote. Nie trzeba studia, nie trzeba dużych nakładów pieniędzy. Jestem zadowolona. Już widzę, że w końcu będę miała jakiś materiał podstawowy do mgr (no i na odczepne dla promotora), ale zabawa się dopiero zacznie i pewnie jak zwykle to czego oczekuję wyjdzie mi przez przypadek... W każdym razie jestem pocieszona bo do tej pory 2013 był naprawdę wredny.
Na razie tylko dwa, będę wrzucać partiami bo jedna klisza jeszcze poleci do wywołania.
A tak jeszcze nawiązując do przeszłego tygodnia. W sobotnią noc stojąc przy barze, zauważyłam, że stałam się celem obserwacji pewnego młodego chłopca. Nie były to bierne obserwacje. Już wcześniej próbował nawiązać ze mną kontakt, ale prawdopodobnie byłam zbyt zajęta swoim łódzkim gościem, lub pełną gestykulacji rozmową (w sumie drugą w życiu) z niespodziewanie napotkanym, byłym współlokatorem, Hiszpanem. Gdy w końcu zobaczył, że ma czysty teren, podszedł i z uśmiechem na twarzy, bez cienia skrępowania zapytał czy możemy usiąść porozmawiać. Nie jestem do tego przyzwyczajona i gdy już ma miejsce taka sytuacja nie bardzo wiem jak się zachować, ale jego młody wygląd i fakt, że przy moich nadchodzących 26 czuję się jak babcia, sprawiły, że zakupując wcześniej pewne napoje, przystałam na propozycję na zasadzie "zrobię chłopczęciu tę przyjemność". Nie bardzo wiedziałam jak rozmowa ma się potoczyć, ale uroczy 20 latek jak to za chwile obwieścił "wie czego chce" i po chwilowym szoku na wieść o siedzącej przed nim pani prawie mgr, powiedział wprost. Mianowicie wyraził ogromną chęć pocałowania mnie z racji moich kolczyków. To miałby być jego "pierwszy raz". Kiedyś prawdopodobnie zgodziłaby się bez zastanowienia (jedynie je udając), ale odmówiłam. Gdy wytłumaczyłam już dlaczego nie chcę robić za wolontariuszkę i zdementowałam jakoby miała być to wina wieku, z uśmiechem się pożegnałam i poszłam w swoja stronę.
Idąc tak myślałam sobie jak bardzo mi się to podobało. Ta pewność siebie, ale nie arogancja i prostolinijność bez śladu bezczelności. Urzekł mnie. Zaintrygował wręcz. Nienawidzę tych nudnych, szablonowych rozmówek zapoznawczych, które nie wnoszą nic poza uświadomieniem sobie jak nudni bywają ludzie. Jakby ktoś nie mógł podejść i zacząć od: "Lubie kaloryfery, są takie ciepłe zimą i zimne latem." Nie wykluczam, że padłabym przed kolesiem na kolana ocierając łzy szczęścia i dziękując za zwrócenie mi odrobiny wiary w sens komunikacji z drugim człowiekiem.
Gdzieś kiedy przeczytałam zdanie, które brzmiało mniej więcej tak - gdyby mężczyźni wiedzieli o czym myślą kobiety, byliby śmielsi. Różnie można to rozumieć, ale właśnie to przyszło mi na myśl gdy znowu siedziałam przy barze i za uprzejmością barmana delektowałam się dymem. Wtedy też podszedł bardzo smutny gej ze złamanym papierosem. Nie zapomnę tego wyrazu twarzy do końca życia.
Panowie w labie albo już się nauczyli, że moje klisze są naświetlone w niewielkim stopniu, albo to zasługa cycków (Pan dawał mi płytkę z błogim uśmiechem na twarzy choć to nie on przyjmował ode mnie zlecenie, więc domyślam się, że zwołał kolegów ze wszystkich działów Saturna), ale bez proszenia znalazłam na płycie dwa foldery - wersję skanowaną przez maszynę i ręcznie... ekhm...
Na razie tylko dwa, będę wrzucać partiami bo jedna klisza jeszcze poleci do wywołania.
A tak jeszcze nawiązując do przeszłego tygodnia. W sobotnią noc stojąc przy barze, zauważyłam, że stałam się celem obserwacji pewnego młodego chłopca. Nie były to bierne obserwacje. Już wcześniej próbował nawiązać ze mną kontakt, ale prawdopodobnie byłam zbyt zajęta swoim łódzkim gościem, lub pełną gestykulacji rozmową (w sumie drugą w życiu) z niespodziewanie napotkanym, byłym współlokatorem, Hiszpanem. Gdy w końcu zobaczył, że ma czysty teren, podszedł i z uśmiechem na twarzy, bez cienia skrępowania zapytał czy możemy usiąść porozmawiać. Nie jestem do tego przyzwyczajona i gdy już ma miejsce taka sytuacja nie bardzo wiem jak się zachować, ale jego młody wygląd i fakt, że przy moich nadchodzących 26 czuję się jak babcia, sprawiły, że zakupując wcześniej pewne napoje, przystałam na propozycję na zasadzie "zrobię chłopczęciu tę przyjemność". Nie bardzo wiedziałam jak rozmowa ma się potoczyć, ale uroczy 20 latek jak to za chwile obwieścił "wie czego chce" i po chwilowym szoku na wieść o siedzącej przed nim pani prawie mgr, powiedział wprost. Mianowicie wyraził ogromną chęć pocałowania mnie z racji moich kolczyków. To miałby być jego "pierwszy raz". Kiedyś prawdopodobnie zgodziłaby się bez zastanowienia (jedynie je udając), ale odmówiłam. Gdy wytłumaczyłam już dlaczego nie chcę robić za wolontariuszkę i zdementowałam jakoby miała być to wina wieku, z uśmiechem się pożegnałam i poszłam w swoja stronę.
Idąc tak myślałam sobie jak bardzo mi się to podobało. Ta pewność siebie, ale nie arogancja i prostolinijność bez śladu bezczelności. Urzekł mnie. Zaintrygował wręcz. Nienawidzę tych nudnych, szablonowych rozmówek zapoznawczych, które nie wnoszą nic poza uświadomieniem sobie jak nudni bywają ludzie. Jakby ktoś nie mógł podejść i zacząć od: "Lubie kaloryfery, są takie ciepłe zimą i zimne latem." Nie wykluczam, że padłabym przed kolesiem na kolana ocierając łzy szczęścia i dziękując za zwrócenie mi odrobiny wiary w sens komunikacji z drugim człowiekiem.
Gdzieś kiedy przeczytałam zdanie, które brzmiało mniej więcej tak - gdyby mężczyźni wiedzieli o czym myślą kobiety, byliby śmielsi. Różnie można to rozumieć, ale właśnie to przyszło mi na myśl gdy znowu siedziałam przy barze i za uprzejmością barmana delektowałam się dymem. Wtedy też podszedł bardzo smutny gej ze złamanym papierosem. Nie zapomnę tego wyrazu twarzy do końca życia.
11 Feb 2013
Defloverer
Stare, znalezione wśród papierzysk podczas "urządzanie pokoju - podejście trzecie".
Tak, rozdziewiczam mleko za każdym razem gdy mam ku temu okazję.
[Właśnie zauważyłam, że "otwarcie" otwiera się w złą stronę. Powodzenia z nalewaniem takiego mleka.]
Tak, rozdziewiczam mleko za każdym razem gdy mam ku temu okazję.
[Właśnie zauważyłam, że "otwarcie" otwiera się w złą stronę. Powodzenia z nalewaniem takiego mleka.]
Tak poza tym "oś czasu" magisterki powstaje. W środę przyjeżdża do mnie Łódź w celach rozrywkowo-odstresowo-niewiadomojakich. Nie obędzie się bez wina, a jak wino to i zdjęcia. Zapas klisz w lodówce, w towarzystwie mleka (rozdziewiczonego) i jabłka.
Nie kupujcie śrubokrętów za 2 złote. W trakcie skręcania Alberta (Ikea urzeka mnie tymi imionami dla mebli) zrobił się z niego widelec.
Aha, niedługo moje święto - 27 lutego Dzień Niedźwiedzia Polarnego.
To chyba wszystko.
Wrrrrrau!
7 Feb 2013
Mewka
Szalona. Dawno nie byłam na koncercie, ale to czego byłam dziś świadkiem... Boże, czemu tak dawno nie byłam na koncercie... Kucałam pod "sceną"z otwartą gębą. Nie wiedziałam czy chcę ją porwać i zamknąć w tapczanie żeby nie wprawiała mnie więcej w poczucie beznadziei czy ją z zachwytu zjeść. Tak niesamowicie zazdroszczę jej tej swobody ekspresji, umiejętności wyrażenia siebie bez skrępowania. To co ja robię tylko w zaciszu (dalekie jest to od ciszy) własnego pokoju, ona wystawia na widok publiczny. Pomijam fakt, że ja tylko sobie wyję bo nie potrafiłabym skomponować nawet tandetnego jingla.
Chciałabym... chciała...
Kocham takich wariatów.
Chciałabym... chciała...
Kocham takich wariatów.
żenująca próba freelensingu (choć mi się podoba) |
3 Feb 2013
Zero
Zawsze gdy zjeżdżam do
domu po kilkumiesięcznej nieobecności, w pewnym momencie gdy
popijam sobie z mamą wino, odczuwam potrzebę sięgnięcia do
szuflady zawalonej albumami i wielkimi, startymi ze starości
kopertami z folią bąbelkową, w których trzymamy sporą
cześć zdjęć, głównie tych starych, czarnobiałych z
czasów młodości rodziców. Przeważnie poszukuję
jednego konkretnego zdjęcia. Miałam dziś niebywałe szczęście bo
zdjęcie, o które mi chodziło leżało na samym wierzchu. Nie
powstrzymało mnie to jednak przed wywaleniem całej zawartości
szuflady na podłogę. Tak jak zwykle usiadłam dziś na podłodze i
zaczęłam oglądać. Robiłam to już tysiące razy, ale zawsze
znajduje jakieś zdjęcie, które widzę po raz pierwszy.
Zdumiewa mnie to za każdym razem. Zakochałam się dziś w tych
zdjęciach. Miałabym ochotę zabrać wszystkie do Gdańska i wykleić
sobie nimi cały pokój łącznie z sufitem. Pomijając kwestie
estetyczne najcudowniejsze jest to, że do każdego z setek tych
zdjęć podpięta jest historia. Jeśli chodzi o moją rodzinę są
to raczej historie mniej lub bardziej idiotyczne/absurdalne. Jak na
przykład ta jedna, którą dziś usłyszałam, wiążąca się
z tym zdjęciem.
Przychodząc na świat
poznałam obu dziadków jako łysych i trudno mi nawet
wyobrazić sobie, że kiedykolwiek mieli włosy. Stąd padło moje
pytanie czy to co widać na zdjęciu - bujne owłosienie - jest
prawdziwe. Po odpowiedzi "nie", odetchnęłam z ulgą. No
ale skąd w takim razie te włosy? Otóż.. mój ojciec,
któregoś razu standardowo spotkał się z kolegami by
spożywać pewne napoje. Jeden z nich w wyniku alkoholowego rauszu
postanowił ogolić sobie głowę na zero. Były to czasy kiedy
hm... delikatnie mówiąc, łysina nie będąca wynikiem
naturalnego procesu nie była czymś popularnym/atrakcyjnym. Jak
można przypuszczać, mój ojciec pomyślał sobie wtedy "co,
ja się nie ogolę? on się ogolił, to ja się nie ogolę?" I
się ogolił. Wrócił w nocy do domu mijając stojącą w
drzwiach zszokowaną żonę i walnął się do łóżka. Rano
wstał, poszedł do łazienki, spojrzał w lustro i złapał się za
(łysą) głowę. Nie byłoby to nic strasznego gdyby nie fakt, że
tatuś był muzykiem i na dniach ruszał koncertować za granicą.
Dwie, białe, błyszczące głowy na scenie byłyby dość...
zastanawiające. Panowie postanowili więc pożyczyć z teatru dwie
peruki. W tym okresie odwiedziła nas na śląsku rodzina i ten busz,
który widać na głowach dziadków to właśnie wspomniane peruki. Dziewczę po środku to nie ja tylko moja najstarsza siostra.
Siedzę, piszę to, myślę o tych zdjęciach, a w radiu leci "Znów jesteś ze mną" De Mono. W tym domu czas się chyba zatrzymał.
P.S. Już wiem skąd mam
zwyczaj gadania do siebie...
P.S.2 Jakim cudem można
zadurzyć się w człowieku, którego się nigdy nie spotkało?
Subscribe to:
Posts (Atom)